Protesty na Białorusi związane ze sfałszowaniem wyników wyborów prezydenckich stanowiły główny przedmiot zainteresowania mediów w sierpniu. Temat ten był również aktywnie wykorzystany przez prokremlowską propagandę. W narracjach dotyczących Białorusi szczególną uwagę wrogie źródła zarezerwowały dla krajów bałtyckich (zwłaszcza dla Litwy), które wraz z innymi państwami w regionie były przedstawiane jako inspirujące protesty.
Aktywna postawa państw bałtyckich w negatywnej ocenie wyników wyborów prezydenckich na Białorusi, a także głośne poparcie dla protestujących i opozycji, stały się w sierpniu celem prokremlowskiej propagandy.
Dynamika artykułów zawierających fałszywe i wprowadzające w błąd informacje w krajach bałtyckich, sierpień 2020 r.
Główną narracją służącą do stworzenia antybałtyckiej retoryki była rzekomo niesprawiedliwa odmowa uznania wyników wyborów prezydenckich na Białorusi ze strony państw bałtyckich oraz ich dyplomatyczna reakcja na kryzys powyborczy. Artykuły te wiązały postawę Litwy, Łotwy i Estonii z narracją o ingerencji Zachodu w wewnętrzne sprawy Białorusi. Do interpretacji wydarzeń w Mińsku propaganda prokremlowska wykorzystywała również tradycyjną narrację o wasalnym stosunku państw bałtyckich wobec USA lub NATO.
Drugą najczęściej zaobserwowaną narracją na temat państw bałtyckich w sierpniu było przedstawianie Litwy, Łotwy i Estonii jako „państw upadłych”. Narracja ta stanowi już tradycyjny element retoryki prokremlowskich mediów.
W analizowanym okresie zaobserwowano pewne różnice w przedstawianiu roli państw bałtyckich w kontekście wydarzeń na Białorusi. Łotwa i Estonia były często wymieniane po prostu jako część zjednoczonego „frontu antybiałoruskiego” na Zachodzie. Rola Litwy w kontekście wydarzeń na Białorusi była bardziej proaktywna. Władze litewskie krytykowały brutalność tłumienia protestów w Mińsku i używanie siły fizycznej wobec obywateli. Wilno przyjęło także Swiatłanę Cichanouską po tym, jak liderka opozycji kandydująca w wyborach prezydenckich została zmuszona do opuszczenia Białorusi. Społeczeństwo litewskie również okazało swoje wsparcie dla protestujących – aby wyrazić solidarność z białoruską opozycją, 23 sierpnia zorganizowano na Litwie ludzki łańcuch pod hasłem „Droga Wolności”. Wydarzenie to miało symboliczny związek z wydarzeniem znanym jako „Bałtycka Droga” (23 sierpnia 1989 roku), kiedy mieszkańcy Litwy, Łotwy i Estonii w akcie przypomnienia o negatywnych konsekwencjach paktu Ribbentrop-Mołotow (zawartego w 1939 r.) dla krajów bałtyckich utworzyli łańcuch ludzki rozciągający się od Wilna do Tallina. Obecna działalność Litwy przyciągnęła zatem uwagę kremlowskiej propagandy, a kraj, wraz z Polską, został przedstawiony jako jeden z „głównych podżegaczy” i „prowokatorów”, dążący do destabilizacji sytuacji na Białorusi i obalenia Alaksandra Łukaszenki.
Moskwa postrzegała wsparcie protestów w Mińsku przez Litwę i inne państwa bałtyckie nie tylko jako akcję skierowaną przeciwko „prezydentowi Białorusi”, ale też jako operację o wymiarze antyrosyjskim. Takie ujęcie problemu wpisuje się w prokremlowską narrację o „Trójkącie Lubelskim” – według Moskwy, Polska i Litwa chciały wciągnąć Białoruś do wspólnej koalicji przeciwko Rosji. Podobne twierdzenia są objawem tradycyjnie przyjmowanej przez Kreml retoryki o „oblężonej twierdzy”. Kreml postrzega wszystkie procesy zachodzące w regionie i decyzje państw sąsiednich przez pryzmat walki geopolitycznej, w której głównym przeciwnikiem jest Zachód. Z perspektywy Rosji celem w tym konflikcie powinno być ustanowienie „strefy wpływów”, która zabezpieczałaby interesy Moskwy. Wyjaśnia to, dlaczego prokremlowska propaganda uważa wspieranie białoruskiej opozycji i protestów w Mińsku jako potencjalne osłabienie swej pozycji w regionie i zagrożenie dla własnego reżimu.
Interakcje na Facebooku według portali medialnych, sierpień 2020 r.
Analiza treści prokremlowskich kanałów w sierpniu ukazała paranoiczny strach Moskwy przed groźbą wybuchu kolejnych tzw. kolorowych rewolucji. Według Kremla, kraje zachodnie prowokują zamieszki w krajach postsowieckich, aby zastąpić prokremlowskich przywódców władzami lojalnymi wobec siebie. Protesty na Majdanie posłużyły propagandzie prokremlowskiej jako model interpretacji podobnych wydarzeń. Można nazwać to matrycą przekazu stosowaną przez propagandowe media: protestujący przedstawiani są jako „aspołeczne jednostki” (np. narkomani) lub przedstawiciele skrajnie prawicowych albo lewicowych subkultur (np. nacjonaliści, anarchiści). Inicjatorzy protestów przedstawiani są jako „siły zewnętrzne” (np. obce państwa), a każda alternatywa polityczna przedstawiana jest jako „nielegalna” i „nieuprawniona”. W ten sposób prokremlowska propaganda przedstawia każde podobne wydarzenie – powstanie obywatelskie przeciwko dyktaturze czy przypadki przemocy politycznej – na obszarze postsowieckim jako zagrożenie dla swojej strefy wpływów. Nie powinno zatem dziwić, że w wydarzeniach na Białorusi Kreml dostrzegł oznaki nowej „kolorowej rewolucji”.
Zdecydowane stanowisko Litwy, Polski, Łotwy, Estonii, Niemiec, USA i innych krajów wobec Białorusi jest obecnie postrzegane w Moskwie jako jeszcze jeden dowód na to, że kraje zachodnie stoją za każdą „kolorową rewolucją” w regionie.
Z drugiej strony, obraz Litwy czy innych państw bałtyckich jako mocarstw inicjujących „kolorowych rewolucji” jest sprzeczny z inną narracją prokremlowskiej propagandy, według której kraje bałtyckie to „państwa upadłe”. Według tej narracji media powiązane z Kremlem tłumaczą rolę Litwy, Łotwy i Estonii w wydarzeniach białoruskich, określając je jako „marionetki” lub „wasali” USA lub NATO. W tym przypadku kraje bałtyckie przedstawiane są jako „słudzy”, którzy wykonują „całą brudną robotę”. Stany Zjednoczone tradycyjnie otrzymują rolę państwa „pociągającego za sznurki”, chociaż w przypadku wydarzeń na Białorusi rolę organizatora „rewolucji” prokremlowskie media przypisywały też Niemcom.
Przedstawianie państw bałtyckich jako „wasali” Zachodu jest również związane z narracjami kremlowskiej propagandy wymierzonymi bezpośrednio przeciwko Litwie, Łotwie i Estonii. W tym przypadku celem jest przedstawienie państw bałtyckich jako krajów „niepodległych”, ale które wybrały zły kierunek integracji i nie dorównują tradycyjnym demokracjom zachodnim. Z narracji wynika zatem, że pozycja geopolityczna Litwy, Łotwy i Estonii jest zdecydowanie gorsza w porównaniu z tą, jaką kraje te miały będąc częścią Związku Radzieckim.
W okresie objętym analizą widoczne były również inne, tradycyjne narracje antybałtyckie. Na przykład sprawa zamknięcia rosyjskiej szkoły w Kelii w Estonii została wykorzystywana jako przykład dyskryminacji ludności rosyjskojęzycznej. Propaganda prokremlowska chętnie oskarża kraje bałtyckie o dyskryminację mniejszości. Mimo, że rosyjskie szkoły na Litwie, Łotwie i w Estonii zamykane są z powodu sytuacji demograficznej, propagandowe media traktują każdy taki przypadek jako dowód łamania praw człowieka wobec miejscowych Rosjan.
Oskarżenia o „rusofobię”, „antyrosyjskie stanowisko”, „niekompetencję rządów państw bałtyckich” wciąż stanowią główne wątki w prokremlowskiej propagandzie na Litwie, Łotwie i w Estonii. W tym kontekście interpretacja wydarzeń na Białorusi została włączona w dyskurs tradycyjnej wojny informacyjnej Rosji z krajami bałtyckimi. Pozwala to prokremlowskiej propagandzie na jednoczesne tworzenie nowych narracji – jak rzekoma ingerencja Litwy w lokalne sprawy Białorusi – przy jednoczesnym wykorzystywaniu stałych wątków propagandy.